Salon gier w barakowozie

Któregoś dnia, pomiędzy dwoma osiedlowymi pawilonami handlowymi, pojawił się drewniany barakowóz, dumie opisany jako GRY KOMPUTEROWE. Z zewnątrz zwykły wóz Drzymały, jakich pełno było wówczas w cyrkach i wesołych miasteczkach. Znaczenie jednak miało to, co skrywał w środku – siedem automatów z grami video: Rajdówka, Wyścigi, Donkey Kong, Tempest, Scramble, Pac-Man i Dig Dug.

Miłe złego początki?

Jak już wspominałem w pierwszym poście, w latach ‘80 XX wieku tylko nieliczni posiadali w domach zakupione w Pewexie, względnie przywiezione z zagranicy komputery, takie jak Atari czy ZX Spectrum. Dla mnie i dla miażdżącej większości dzieciaków z osiedla, takie przybytki stanowiły jedyną możliwość zakosztowania gier video. Nic więc dziwnego, że bardzo szybko „salon gier” stał się dla nas głównym miejscem spędzania wolnego czasu i trwonienia kieszonkowego. Zresztą nawet nie mając pieniędzy przychodziło się, choćby po to, żeby popatrzeć jak grają inni.

Odskocznia od szarej codzienności, gdzie siedem automatów z kolorowymi ekranami przenosiło nas w inny, niemalże bajkowy świat. A zarazem przyczyna pierwszego upadku, tak wielu, czasem nawet bardzo młodych ludzi…

Nie trudno domyślić się, że możliwości finansowe dzieci i młodzieży były raczej skromne. Skarbonka, kieszonkowe, Szkolna Kasa Oszczędności i tyle. Zasoby szybko wyczerpały się, a gry wciągały coraz bardziej. Dzieciaki zaczęły podkradać forsę w domach. Starsi dodatkowo kroili z forsy młodszych kolegów. Pomijam już, że późnymi wieczorami, gdy w przybytku bawili się tylko pełnoletni, w okolicy zaczęło dochodzić do wymuszeń i rozbojów.

  • Ktoś powinien to spalić – powtarzały jak mantrę, staruszki na osiedlowych ławkach.
  • To diabelska rozrywka – straszyły zakonnice na lekcjach religii.
  • Każdy uczeń przyłapany w barakowozie z grami video, będzie w trybie karnym wydalony ze szkoły – grzmiała na specjalnym apelu dyrektorka mojej podstawówki.
  • Masz kategoryczny zakaz zbliżania się do tej budy – zapowiadali swoje pociechy rodzice.

Cóż z tego, skoro pokusa była silniejsza? Wszak nic tak nie smakuje, jak zakazany owoc. Wybawienie jednak nadeszło samo…

Koniec tego dobrego

Tego dnia, jak zawsze przed południem, czekaliśmy zniecierpliwieni przed przybytkiem, który jednak, pomimo właściwej pory, wciąż był zamknięty. Mimo złych przeczuć, pocieszaliśmy się, że może facet tylko zaspał i zaraz przyjdzie… Niestety! Zamiast niego pojawił się traktor, który podjechał i powoli ustawił się tyłem do barakowozu. Kierowca wysiadł, zaczepił dyszel na hak, podpiął kable, rzucił na całość okiem, a potem wsiadł do ciągnika i zabrał w siną dal nasz kolorowy raj…

Komentarze

  1. W dzieciństwie nawet nie bardzo sobie chyba zdawałam sprawę do czego służy komputer, nie mówiąc już o istnieniu gier komputerowych:) W ogólniaku przez rok miałam informatykę, pracowaliśmy jeszcze w systemie DOS - ech, czasem mam wrażenie, że żyję już ze sto lat:) Dzisiaj już nie bardzo sobie wyobrażam życie bez komputera. Ale fanką gier nie byłam nigdy i pewnie już nie zostanę.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz