Wczasy zakładowe

Jednymi z najmilszych dziecięcych wspomnień są dla mnie coroczne, PRL-owskie wczasy zakładowe, na które jeździliśmy całą rodziną. Gdy tylko zaczynały się wakacje, ja zaczynałem niecierpliwie odliczać dni do wyjazdu.

Większe zakłady pracy posiadały własne domy wczasowe, mniejsze dzierżawiły od nich możliwość korzystania lub opłacały swoim pracownikom prywatne kwatery. I to właśnie zakwaterowanie było zawsze największą loterią. Niektóre ośrodki, reprezentowały naprawdę bardzo wysoki standard – tak było między innymi w Koninkach, Rabie Niżnej czy Zakopanem. Dla kontrastu w Krynicy Morskiej trafiliśmy na ruderowate domki kempingowe i trującą wodę w kranie. Natomiast wspólną cechą niemal wszystkich takich domów i ośrodków wczasowych była dość marna jakość potraw w stołówkach.

Biorąc pod uwagę cenę, wynoszącą mniej więcej połowę ówczesnej pensji mojego taty, za dwutygodniowe wczasy dla czterech osób (zakwaterowanie, wyżywienie, transport zakładowym autobusem), w zasadzie nie można było narzekać.

Najbardziej ekscytowały mnie wakacyjne znajomości. Zawsze bardzo szybko tworzyła się zgrana paczka znajomych. Wspólne spędzanie czasu, wyprawy, przygody, zabawy, sekrety, zauroczenia. To aż zadziwiające, że w ciągu zaledwie 14 dni działo się tak wiele. A jednak była to tylko magia miejsca i chwili. Nigdy, pomimo prób, nie udało się zachować żadnej takiej znajomości. Owszem, pod koniec turnusu wymienialiśmy się adresami i numerami stacjonarnych telefonów. Ale i tak nigdy nie otrzymałem, ani nie napisałem choćby jednego listu. Tylko raz, z częścią jednej takiej paczki, mieszkającą w tym samym mieście, udało się nam utrzymać chwilowy kontakt. Jednak po kilku tygodniach i paru spotkaniach czar prysnął i znajomości umarły śmiercią naturalną. Może dzisiaj w dobie Internetu, mediów społecznościowych, komunikatorów i smartfonów wyglądałoby to inaczej.

Komentarze

  1. Być może, to dlatego, że przyjaźnie tworzą się, gdy wspólnie pokonuje się trudności, a nie tylko uczestniczy we wspólnej zabawie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Tobą. A poza tym, po wakacjach, każdy wracał do swojej codzienności, gdzie miał swoich znajomych i przyjaciół.

      Usuń
  2. To prawda... Teraz są inne czasy, możliwości. Pozdrawiam. Dziękuję za odwiedzinki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świat coraz szybciej się zmienia i w pewnym sensie kurczy.
      Pozdrawiam miło.

      Usuń
  3. Czasami można było dostać pracę w.takim ośrodku jako kelner albo przy sprzątaniu.oczywiście była to praca dla "starszej mlodzieży:) Zarobki były takie sobie ale starczało na spędzenie drugiej części wakacji albo wymarzone spodnie z Pewexu:))
    Byłam dwa razy na wczasach z rodzicami faktycznie szybko zawierało się znajomości .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja byłem za młody na taką oficjalną pracę. Zarabialiśmy czasem zbierając butelki, bo wtedy przyjmowano je jak leci, w każdym sklepie.

      Usuń
  4. Przychodzę do Ciebie z rewizytą i już na początek widzę posty z treścią, która wzbudza mój zachwyt.
    I choć jestem starsza od Ciebie, to przecież tamte czasy pamiętam i wspominam często.
    Przeczytałam wszystkie posty, bo nie ma ich za wiele i widzę, że miałeś dłuższą przerwę w pisaniu.
    Ale pisz, proszę, bo temat jest arcyciekawy, poza tym piszesz niezmiernie ciekawie i interesująco, więc będę tu zaglądać :)
    A odnośnie tego wpisu o wczasach... pracowałam w takim ośrodku zakładowym jako kelnerka, w czasie jednych, całych wakacji, miałam wtedy 18 lat. Mogłabym książkę napisać o tym, co tam się działo :)
    Pozdrawiam Cię...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa. Przerwy zdarzają się, bo piszę piszę w wolnych chwilach, jak mnie najdzie wena.
      Ja również będę zaglądał na Twojego bloga.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Ponieważ też jestem dzieckiem PRL-u jest mi tu u Ciebie jakoś tak swojsko. Te wyjazdy na wczasy i oczekiwanie też pamiętam. To prawda, że te wakacyjne znajomości jakoś tak umierały naturalnie po skończonych wakacyjnych turnusach i nawet jesli poczatkowo nawet ktoś wysłał list czy kartkę to po kilku tygodniach jednak te wakacyjne relacje się kończyły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, widocznie to była magia miejsca i czasu. Ale przynajmniej pozostały w nas miłe, nostalgiczne wspomnienia.

      Usuń

Prześlij komentarz